Nowe regulacje dotyczą kwestii rozliczeń między handlowcami, przyjmującymi płatności kartą, a bankami emitującymi plastiki. Jednak to my nimi płacimy i to my możemy odczuć konsekwencje zmian.
Spotkała Cię już zapewne sytuacja, że świetnie prosperujący sklep nie akceptował kart płatniczych albo możliwość zapłaty była dopiero od kwoty 10 zł? A ile razy widząc terminal i tak z ust sprzedawcy padał komunikat: "niestety nie działa". No i jeszcze jeden przypadek nierzadki: grymas na twarzy sprzedawcy gdy w Twym ręku pojawiała się kartą by zapłacić tylko za batonik i soczek.
Nie wiadomo o co chodzi? No to jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, a konkretnie o interchange.
Opłata interchange to należność jaką pobiera bank od każdej płatności wykonanej kartą. Naliczana jest procentowo - do niedawna wynosiła w Polsce nawet 1,6%. Aktualnie jest to 0,5%, a już wkrótce, po ostatniej decyzji sejmu, zostanie jeszcze bardziej zredukowana. Przy transakcjach wykonanych kartą kredytową wyniesie 0,3%, a kartą debetową (czyli tą wydawaną do konta) 0,2%.
Przez lata wysokość tej opłaty była rzekomą przyczyną spowolnionego rozwoju płatności kartą w Polsce. Z tej przyczyny z wprowadzeniem terminali płatniczych długo zwlekała chociażby sieć sklepów Biedronka. Handlowcom nie w smak było, że za korzystanie z terminali i systemów płatności bezgotówkowych muszą dzielić się z bankami jedną z najwyższych w Europie opłat. W końcu to się zmieniło. Opłaty spadły drastycznie, a spadną jeszcze bardziej wraz z nowym rokiem. Co to oznacza dla handlowców, banków i bankobiorców?
Beneficjentem zmian będą handlowcy. Czy podzielą się tym z klientami? Wątpię. Raczej nie ma co oczekiwać masowej obniżki cen na sklepowych półkach tylko z tej przyczyny, że spadają koszty prowadzenia biznesu.
Stratne będą banki, bo z tytułu interchange wpływać im będą niższe sumy. Z czasem wolumen tych wpływów zostanie pewnie odrobiony, ale będzie to wymagało zwiększenia aktywności Polaków w płaceniu kartami.
Ale co tam handlowcy, bankierzy... Najważniejsze co zmiany oznaczają dla bankobiorców?
Ciąg przyczynowo-skutkowy może wydawać się oczywisty: mniejsze dochody banku oznaczają mniejszą skłonność do dzielenia się nimi z klientami.
Jeszcze niedawno wyglądało to tak: Bank dając 1% w ramach moneybacku i tak zarabiał, bo od każdej płatności kartą dostawał 1,6%. Gdy postanowił dzielić się z klientem i płacić mu 3, 5, a nawet 10% to wprowadzał ograniczenia co do miejsc naliczania zwrotu, np. tylko w sklepach spożywczych. Liczył, że nie straci, bo kartą zapłacisz jeszcze w aptece, sklepie z ciuchami czy u fryzjera. Prowizje od tych transakcji bilansowały bankowi wypłacony moneyback.
A teraz? Czy jest szansa na moneyback kilkuprocentowy? Przecież bank będzie miał trudność by sobie go "odbić" przy okazji Twoich innych płatności kartą. Żeby wyszedł "na zero", przy interchange na poziomie 0,2%, gdy np. w sklepach spożywczych masz moneyback na poziomie 3% i wydasz tam 500 zł, wówczas w innych miejscach musiałbyś wydać kartą 7 000 zł. Mało realne.
Więc czy to koniec łowienia przez nas zysków z moneybacku? Wbrew pozorom oraz panującym w sieci komentarzom i opiniom, nie! A argumentów jest kilka:
- Banki nigdy przecież nie dzieliły się zyskami, motywowane tym, że "mamy za dużo". Moneyback to przede wszystkim wabik na klienta, najlepiej nowego. Bank nie zarobił i nie zarobi kokosów na kliencie tylko płacącym kartą, ale ten może weźmie w końcu jakiś kredyt albo skorzysta z funduszy inwestycyjnych. Marże w tych przypadkach na pewno pozwolą już bankowi zarobić, nawet z nawiązką
- Moneyback to też sprawa prestiżowa dla banku. Dzięki sowitym zwrotom może kreować swą markę np. banku najbardziej przychylnego kierowcom tak jak to robi Toyota Bank. Zapowiedział on już, że w 2015 roku zafunduje 10-procentowy zwrot za wydatki na paliwo.
- W Stanach Zjednoczonych i w kilku krajach Europy Zachodniej mimo, że opłaty interchange były niskie od dawna, moneybacki mają się dobrze. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej?
Być może należy się spodziewać zmian w zakresie moneybacków i ich większego sparametryzowania, tj. np. zwrotów tylko na stacjach benzynowych, zwrotów tylko w gastronomii czy tylko w aptekach. Raczej więc nie będzie moneybacków full-opcja. Ale takich już teraz prawie nie ma lub jest już zapowiedziane ich wygaszenie.
Nowy rok to może być okres jeszcze bardziej wzmożonych kampanii na otwarcie produktu bankowego z premią lub nagrodą. A przecież już w 2014 roku można było zgarnąć nawet kilka tabletów w różnych promocjach (Citibank, BNP Paribas) albo premii finansowych (Inteligo, BNP Paribas, Meritum Bank, Idea Bank, BGŻ Optima).
Jeśli jednak boisz się nadchodzących zmian i chcesz mieć "wróbla w garści" to wybieraj z tego co aktualnie najlepsze.
Topowym aktualnie moneybackiem pozostaje ciągle 10% od Getin Online za zakupy w supermarketach, sklepach spożywczych, monopolowych oraz na stacjach paliw. A jeśli chcesz mieć swój sposób na zarabianie, szyty na miarę, skorzystaj z recepty na bankobranie.
Źródło grafiki : freedigitalphotos.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz